niedziela, 1 czerwca 2014

Ostatni dzień maja



Wszystko, co ostatnie, nosi w sobie nieuniknione znamię nostalgii. Ostatni zajazd na Litwie, ostatni dzień roku szkolnego, ostatnia wizyta w murach liceum, gdzie przez trzy minione lata rozstrzygały się losy świata, tego malutkiego kieszonkowego świata, mieszącego się w liścikach ukradkiem podrzucanych sobie przez uczniów w czasie lekcji, gdy karcące oko nauczyciela spoczywa na tablicy i traci na chwilę swoją wszechogarniającą moc. Ostatnie słowa rzucone niby od niechcenia w twarz bliskiej osoby, bo po co te czułości,  to nie czas na ceregiele, chłopaki nie płaczą, a z resztą dziewczyny też nie i przecież nikt nie wierzy łzom, nikt nie zamierza beczeć, nikt w ogóle nie będzie tęsknił, tylko błagam nie rozklejaj się… Te jedyne, pożegnalne słowa, jakie zdąży się powiedzieć, zanim wiatr historii rozdzieli nas nieodwracalnie i może jeszcze tylko kiedyś zdarzy nam się spotkać w tramwaju i ukłonić sobie wzajemnie pomrukując cichutko coś na kształt grzecznego „dzień dobry”. Lecz będzie to tylko wiatr tej błahej jednostkowej historii, zapominającej często, że wcale nie jest taka duża i ważna, jaka chciałaby być.
Ostatniość nie jest może w modzie, ale za to wzbudza we mnie nieuzasadnione niczym  poczucie dumy. Zrobić coś po raz pierwszy to zazwyczaj akt męstwa, lecz ileż potrzeba odwagi, by zrobić coś po raz ostatni! Doprawdy wzięłabym na swoje barki wszystkie początki świata, te mozolne, trudne, ciągnące się jak guma do żucia powijaki, byle tylko nie musieć nigdy niczego kończyć! Byleby tylko nie stawiać nigdy kropki nad „i”, nie machać białą chustką wśród tajonych łez, nie mieć ostatniego słowa. Ach, weźcie sobie te wszystkie zajęcia ludzie zdecydowani, pewni siebie, nieomylni, wy którzy znacie dzień i godzinę, wiecie ciut więcej od Sokratesa, Alfy i Omegi tego świata, weźcie ostatniość w swoje ręce i kończcie to, czego dni zostały już policzone!
Ja zaś, wolna od paraliżującego tykania zegarów, pójdę cichutko na palcach do ogrodu i zamieszkam kątem wśród traw. Może użyczą mi chłodu, by kroplą pamięci  ukoić napuchniętą od nadmiaru wspomnień głowę. Muszę się śpieszyć, ostatni dzień maja nie zagościł u mnie dłużej niż jego kompani, odszedł wraz z zachodem słońca nie przynosząc ze sobą nic nadzwyczajnego, lecz zostawiając po sobie jedynie puste miejsce, ostatni ślad po tegorocznej wiośnie. Choć nadchodzi czas lata, zaczynam już tęsknić.


4 komentarze:

  1. Matko jedyna, to jedna z najpiękniejszych rzeczy jakie kiedykolwiek przeczytałam. :O
    Masz nieprawdopodobne pióro! :O :) <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! :) :) Jest mi szalenie miło, że tak myślisz! :*

      Usuń
  2. Od pierwszego czerwca nieustannie czytam tę notkę i nieustannie się przy niej wzruszam ;u.u;

    OdpowiedzUsuń