piątek, 11 lipca 2014

Od rana bełkot




                Dziś po raz kolejny słońce z  milczącą boleścią wzeszło nad światem, a my wraz z jego przyjściem, przetarliśmy nasze zaspane oczy, unieśliśmy ociężałe nogi (dlaczego zawsze zaczynamy od lewej?) i udaliśmy się do naszych łazienek, bo przecież jakoś trzeba zmyć resztki snów z powiek, jakoś trzeba wyglądać, jakoś trzeba się pozbierać. I w ogóle wszystko tak jakoś trzeba. Później wyglądaliśmy przez nasze okna, ale musieliśmy zasłonić rolety, bo widok za nimi wcale się nie zmienił. Powitały nas ponownie (o zgrozo!) nasze małe miasteczka, nasze małe konania. Najlepiej wcale nie podchodź do okna, nie wychylaj się, nie wyskakuj – małe miasteczko i tak Cię dopadnie, nie ułatwiaj mu zadania.
            Najgorszy jest koniec tygodnia. Każdej niedzieli pierwsze promienie słoneczne rzucają światło na swojskie uliczki zarzygane przez miejscową młodzież i bezdomnych. Różne są tego przyczyny, ale ten, kto nigdy nie zaznał sobotnich wieczorów w małym miasteczku, nie zrozumie żadnego z nich. Kiedy człowiek idzie tak (dajmy na to do kościoła, choć kolejka pod mijanym lumpeksem mogłaby sugerować zgoła odmienny cel tej ekscytującej przechadzki) pomiędzy ostatnimi widocznymi śladami nocnych rozrywek, czuje na sobie wręcz fizycznie całą beznadziejną przeciętność, która nad miasteczkiem unosi się jak mgła.  Nie jest w stanie jej rozrzedzić słońce, ono tylko rozgrzewa szare płyty chodnikowe i drobnomieszczańskie głowy do czerwoności, aż zaczyna z nich parować odór wymiocin i wszelka myśl. Im bliżej południa, tym głośniejszy rozlega się na ulicach gwar, że deszcz, że drogo, że to, że tamto.
            Jeśli młodość wyposażyła mnie w zbędny nadmiar energii, to z pewnością i tak pochłonie go tutejsza atmosfera. (mam w dupie małe miasteczka). Jeśli istnieje naturalny wróg artystów, to z pewnością są nim te wszystkie małe miasteczka na krańcach świata, gdzie filisterstwo panoszy się jak zaraza i przez okna szczelnie zamkniętych mieszkań szuka kolejnych ofiar, a stanie się nią każdy, kto choć czubkiem nosa wystaje ponad tutejszą przeciętność, ignorancję i zaścianek umysłowy. Jeśli zbłądzisz tutaj kiedykolwiek, czytelniku, bierz nogi za pas, nie oglądaj się nawet na moment ani nie zawracaj, choćbyś zapomniał płaszcza. Nie jest wart Twojej duszy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz