niedziela, 15 czerwca 2014

So this is summer





Moje próby pogodzenia się z latem nie idą może najlepiej, ale na pewno całkiem nieźle. Od kilku dni nie dogryzamy już sobie wzajemnie, nie rzucamy pogardliwych spojrzeń ani nie odwracamy bezczelnie głowy, gdy mijamy się na ulicy. Panuje między nami raczej coś na kształt zimnej wojny, choć termometr bezlitośnie obnaża prawdę, iż atmosfera za oknami jest gorąca. Nie da się ukryć, że to właśnie te piękne, upalne dni były jedną z głównych przyczyn naszego pojednania.
            Rozleniwione książki na półkach zalotnie puszczają do mnie oko w oczekiwaniu na to, aż zostaną przeczytane. Gdyby była zima, potrafiłabym bez wahania je zignorować, jednak teraz jest czerwiec, więc jak mogłabym to zrobić? Och, słoneczne lato, ileż w Tobie jest uporu! Wyciągasz ziemię siłą spod łaskawej pierzyny śniegów, przyrodę z bezsilności i apatii. Zaraz przecież gdzieś już to czytałam…
            Przeglądam szybko książki na półkach, szukam na biurku zostawiając wszystko w nieładzie, aż w końcu oto jest! Ziemia jałowa, więc otwieram i czytam. Najokrutniejszy miesiąc to kwiecień. Najokrutniejszy miesiąc to kwiecień! – powtarzam w myślach. Eliot, nie wiem skądś to wytrzasnął, ale jesteś geniuszem! Wraz z końcem maja, nieopatrznie oskarżyłam czerwiec, ale czy wiosna nie jest jedynie potulnym zwiastunem lata? Łagodnym i delikatnym, lecz mimo wszystko jego posłańcem. Czytam zatem dalej i dalej. Wywodzi / Z nieżywej ziemi łodygi bzu, miesza / Pamięć i pożądanie, podnieca / Gnuśne korzenie sypiąc ciepły deszcz. Dobrze, jeśli tak musi być, to niech i tak będzie. To jest lato, to samo od zeszłego roku, to samo od wielu lat. Nadeszło ze swoimi prawami, bezlitosne i okrutne bierze na mnie odwet, ale ja stawię mu czoła. Niech trwa!


niedziela, 1 czerwca 2014

Ostatni dzień maja



Wszystko, co ostatnie, nosi w sobie nieuniknione znamię nostalgii. Ostatni zajazd na Litwie, ostatni dzień roku szkolnego, ostatnia wizyta w murach liceum, gdzie przez trzy minione lata rozstrzygały się losy świata, tego malutkiego kieszonkowego świata, mieszącego się w liścikach ukradkiem podrzucanych sobie przez uczniów w czasie lekcji, gdy karcące oko nauczyciela spoczywa na tablicy i traci na chwilę swoją wszechogarniającą moc. Ostatnie słowa rzucone niby od niechcenia w twarz bliskiej osoby, bo po co te czułości,  to nie czas na ceregiele, chłopaki nie płaczą, a z resztą dziewczyny też nie i przecież nikt nie wierzy łzom, nikt nie zamierza beczeć, nikt w ogóle nie będzie tęsknił, tylko błagam nie rozklejaj się… Te jedyne, pożegnalne słowa, jakie zdąży się powiedzieć, zanim wiatr historii rozdzieli nas nieodwracalnie i może jeszcze tylko kiedyś zdarzy nam się spotkać w tramwaju i ukłonić sobie wzajemnie pomrukując cichutko coś na kształt grzecznego „dzień dobry”. Lecz będzie to tylko wiatr tej błahej jednostkowej historii, zapominającej często, że wcale nie jest taka duża i ważna, jaka chciałaby być.
Ostatniość nie jest może w modzie, ale za to wzbudza we mnie nieuzasadnione niczym  poczucie dumy. Zrobić coś po raz pierwszy to zazwyczaj akt męstwa, lecz ileż potrzeba odwagi, by zrobić coś po raz ostatni! Doprawdy wzięłabym na swoje barki wszystkie początki świata, te mozolne, trudne, ciągnące się jak guma do żucia powijaki, byle tylko nie musieć nigdy niczego kończyć! Byleby tylko nie stawiać nigdy kropki nad „i”, nie machać białą chustką wśród tajonych łez, nie mieć ostatniego słowa. Ach, weźcie sobie te wszystkie zajęcia ludzie zdecydowani, pewni siebie, nieomylni, wy którzy znacie dzień i godzinę, wiecie ciut więcej od Sokratesa, Alfy i Omegi tego świata, weźcie ostatniość w swoje ręce i kończcie to, czego dni zostały już policzone!
Ja zaś, wolna od paraliżującego tykania zegarów, pójdę cichutko na palcach do ogrodu i zamieszkam kątem wśród traw. Może użyczą mi chłodu, by kroplą pamięci  ukoić napuchniętą od nadmiaru wspomnień głowę. Muszę się śpieszyć, ostatni dzień maja nie zagościł u mnie dłużej niż jego kompani, odszedł wraz z zachodem słońca nie przynosząc ze sobą nic nadzwyczajnego, lecz zostawiając po sobie jedynie puste miejsce, ostatni ślad po tegorocznej wiośnie. Choć nadchodzi czas lata, zaczynam już tęsknić.